piątek, 28 czerwca 2013

Igły, ach te igły!

Dzisiaj Beata zabrała mnie na wycieczkę to takiego fajnego miejsca, na początku wydawało mi się fajne, a później już nie bo jakaś obca baba wbiła mi igłę w grzbiet. Co ona myśli sobie, że mnie to nie boli? Owszem, że boli. Polała mnie też jakimiś śmierdzącymi kroplami.
I teraz chodzę i śmierdzę...

Ale mi się zachciało spać.... W aucie tak przyjemnie trzęsie, chyba zaraz.... puszczę pawia!

Ojeju, ojeju!  tylko gdzie go puścić?  Na kocyk?  Nie!  Bo nie będę miał gdzie spać w drodze do domu. O, widzę schowek w drzwiach, tak to będzie miejsce idealne na mojego pawia...

Przespałem całą drogę do domu, Aria też przespała, ale wspominała coś rano, że ją też boli brzuszek.
A ja wiem od czego, przecież mówiłem jej, że koop się nie je, a ona zjadła moją, bleeh
Niby starsza ode mnie a koopy je. Dziwna jest.

Przyjechaliśmy do domu, myślałem, ze Beata i Artek dadzą mi w skórę za tego pawia w schowku na drzwiach, ale oni mnie tylko wzięli na ręce i mocno tulili, mówiąc:
- Biedny Drago, to pewnie po tej szczepionce.



Kto to jest Drago?

czwartek, 27 czerwca 2013

Pierwsze koty za płoty...

Dzisiaj już lepiej, Aria mnie nie goni a zachęca do zabawy, tylko czasem warknie i złapie za ucho, moje biedne obolałe ucho.
No ale ja wiem co robić, żeby mnie za to ucho tak nie szarpała.
Jak tylko  paszcza Arii zbliża się niebezpiecznie szybko do mojego ucha ja zaczynam drzeć się  wniebogłosy, wcale mnie to tak nie boli ale nikt nie musi o tym wiedzieć :)

Dzisiaj Beata wyszła na spacer bez nas,  na długi spacer...Nie było jej chyba ze sto lat!
Ale był z nami Artek i obserwował nas co robimy.
Zacząłem kopać doła, no, bo tam na pewno, ale to na sto procent coś jest zakopane, coś co ładnie pachnie i na pewno będzie można to pomemlać, jak tylko uda mi się wykopać.
  Nagle przychodzi Aria i mnie woła na drugi koniec ogrodu... Mówi, żebym pomógł kopać tutaj, bo tutaj fajniejsze rzeczy są.
No dobra, pomyślałem, ale jakie są szanse, ze dostanę chociaż kawałek z tego co wykopiemy?
Postanowiłem jej zaufać i zacząłem kopać...

I faktycznie! Wykopaliśmy wieeeelką, obślizgłą kość!  Ojeju jak pachnie!!!

Aria wzięła w paszczę i poszła sobie w drugi koniec ogrodu... tak myślałem, że nic dla mnie nie będzie, oj ja głupi i naiwny szczeniak.  Ale nie, Aria mnie woła! Podbiegłem i razem wzięliśmy się za ogryzanie pysznej kości.
A kość? No jak kość, ludzie kochani, kości nie widzieliście? No taka duża, trochę śliska, z takim biało-zielonym puchem w niektórych miejscach. Pyszna, duża, fajna kość.
Po prostu.
KOŚĆ.

wtorek, 25 czerwca 2013

Aria...

Aria jest stworem...
Aria jest wielka...
Aria ma wielkie uszy...
Aria ma wielkie oczy...
Aria warczy na mnie...
Aria zabiera mi zabawki...
Aria chce mnie pożreć!

   Muszę uciekać! Ona na prawdę chce mnie zjeść.... no bo po co niby za ucho mnie łapie?
Jak wejdę pod stół to mnie nie dosięgnie, bo uszy ma wielkie i nie da rady ich przecisnąć między krzesłami.
Posiedzę tutaj, pomyślę co robić...

Patrzę na nią i patrzę, wygląda trochę jak mama, tylko mama miała dłuższą sierść, no i mama mnie nie goniła i nie karciła za wszystko co zrobiłem.  A Aria krok w krok łazi za mną, strasznie mnie to denerwuje!

Postanowiłem dać jej szansę, jeśli znów będzie próbowała odgryźć mi ucho, to już nie wytrzymam i się postawię... OK, idę na dwór, może będzie dobrze...

Uwaga! Biegnie Aria... AHA!! próbowała capnąć za ucho ale się nie dałem! Pokazałem moje wielkie, ostre jak brzytwa zębiska i stanęła jak wryta!  O, o.... chyba coś jest nie tak.... Ona też pokazała zębiska!!! Ale jakie wielkie!!! Większe od moich!!! Aaaaaaaa!!!

Wdaliśmy się w bójkę ale przyszła Beata i nas rozdzieliła. I dobrze, bo  jakby tego nie zrobiła to nie wiem co by się stało z Arią!  Muszę ją przywołać jakoś do porządku, tylko ona za bardzo się nie daje... Warczy na mnie, szczeka... bez sensu.. Muszę się chyba lepiej z nią poznać.
Przyniosłem jej zabawkę....w sumie to dla siebie przyniosłem ale ona mi zabrała... No nic, zabrała to zabrała, przecież sam nie odbiorę bo mnie pogoni...

Potem się pobawię.

Aria...

Nowy dom...

Całą drogę do nowego domu jechałem  na kolanach Obcego...No nie całą, bo później wsadził mnie na tylną kanapę i usiadł ze mną. Miałem dużo miejsca, sporo zabawek no i to coś dziwnego na szyi... Obca zachwycała się jak pięknie wyglądam i jak wspaniale mi pasuje to owe coś.

Droga upłynęła mi całkiem dobrze, oprócz tego, że byłem bardzo ale to bardzo smutny, że już prawdopodobnie nigdy nie zobaczę ani swojego rodzeństwa ani mamy.

Siedziałem sobie grzecznie i rozmyślałem jak to teraz będzie, czy będę miał gdzie spać, czy  dadzą mi jeść i kto to jest, tam za tą kratą... Wygląda niby trochę jak mama, ale jakaś mniejsza jest i zdecydowanie ma o wiele większe uszy... Przez część drogi stwór niewiadomego pochodzenia lampił się na mnie jakbym co najwyżej zjadł mu jedzenie z miski...

A przecież ja nic nie zrobiłem a już na pewno nie chciałem się tu  znaleźć. Może na początek nie będę jej wchodził w drogę, zobaczymy później co to z niej za gagatek.

Dojechaliśmy w końcu do mojego nowego domu, Obcy wziął mnie na ręce, jakbym sam chodzić nie umiał! Przecież ja już jestem duży i nawet biegać potrafię!
Hm... to chyba nie jest mój nowy dom, a może jest?  Z domu wyszła jakaś nowa Obca i zaraz zaczęła mnie miziać, przytulać i mówić jaki to nie jestem piękny. Pewnie, że jestem, co Ona sobie myśli.
Obcy postawił mnie na ziemi i przyczepił do szyi jakiś kawałek czegoś czarnego i niezbyt długiego.
Chciałem dać susa na trawnik ale to długie coś okazało się nie tak bardzo długie jak myslałem.

Postanowiłem zacząć się szarpać z tym czymś, może ustąpi i mnie łaskawie wypuści?

O! A co to? po drugiej stronie długiego stoi Obcy! Hm... Obcy idzie w stronę trawnika, no dobra, to jak już też chce iść na trawnik to mu potowarzyszę, może też chce mu się siku?

Po chwili Ochów i Achów nowych Obcych, zapakowali mnie do auta i pojechaliśmy dalej, ale już nie tak daleko jak dotychczas. Podróż trwała zaledwie kilka chwil ale okazało się, że stwór zza kraty został na trawniku z nowymi Obcymi i jednym Obcym który mnie zabrał od mamy.

Powóz się zatrzymał i Obca powiedziała:
- No to jesteśmy w domu malutki.

Ja? Malutki? Ja jej zaraz dam malutkiego!

Zaniosła mnie Obca do domu, wszedłem, rozejrzałem się i myślę " całkiem nieźle jak na nowy dom".
Pobiegłem niepewnie do kuchni bo tam przecież na pewno jest jedzenie! Rozejrzałem się ale jedzenia ani widu, ani słychu... Może jest w pokoju z wielkim oknem... Przeszukałem  wszystkie kąty i też nic nie znalazłem oprócz jednej kulki pod stołem. Och a byłem taki głodny!

Dowiedziałem się też, że Obca która mnie zabrała od mamy nazywa się Beata a druga Obca co mnie tak w tym powozie wymiziała to Gosia.

Stały nade mną i się mną zachwycały ale żadnej nie przyszło do głowy, żeby dać mi jeść!
Beata wpadła w końcu żeby mi dać miskę z wodą, no dobra, woda wodą a gdzie żarcie?1?!

Napiłem się i nagle usłyszałem znajomy szelest... ŻARCIE!!!

Beata zamiast nasypać mi do miski cały worek to Ona mi dała zaledwie kilka kulek, chyba zwariowała! Nie jestem tłusty i nie muszę być na diecie!

Gosia miała kulki w ręce i mowiła do mnie "siad" ... Hm... Przecież mam na imię Bart a nie jakiś Siad.
Ona mówiła Siad i pokazywała kulki, ja patrzyłem na nią i nie wiedziałem o co jej chodzi....
W końcu postanowiłem, że usiądę sobie i poczekam aż się owa Gosia zdecyduje na oddanie mi kulek... I zdarzył się cud... W momencie jak usiadłem Ona dała mi kulki i pomiziała za uchem!

To od teraz wiem co robić, żeby dostać żarcie, wystarczy usiąść i już.

Gosia zaczyna wychodzić! Gdzie Ona idzie? Przecież ma moje kulki!!!
Zacząłem ją wołać ale w ogóle na mnie nie reagowała tylko najzwyczajniej w świecie sobie poszła!

No nic, muszę jakoś teraz nauczyć Beatę, że jak usiądę, Ona ma mi dać pyszne kuleczki. Zobaczymy czy też tak szybko załapie :)

Podszedłem do niej i patrzę jej w oczy... Patrzę, patrzę... i siup, siadam! Beata daje mi kulki... No, no, mądra z niej Obca. Będę musiał ją nauczyć jeszcze kilku sztuczek, wtedy już nigdy nie będę chodził głodny.

Trochę jestem zmęczony, położę się spać a później zacznę szkolić Beatkę.

Yyyyy ktoś mi przerwał sen.... To ten STWÓR zza kraty!!! Uciekać, On jest na wolności! nie ma krat, nie ma NIC!!!!  Zwiałem szybko pod stół, stwór za duży żeby mnie dopaść pod stołem. Muszę obmyślić plan działania jak tu stwora przekonać do siebie.

Ze stworem przyszedł Obcy i dowiedziałem się, że wołają na niego Artek... i że stwór też ma imię!
Aria... za Ładnie jak na stwora... a może Aria wcale nie jest stworem?



I nadszedł TEN dzień.

Dobry Wieczór,

Chciałem Wam tylko oznajmić, że Obcy wrócili!  I to Ci sami!
Na początku pomyślałem, że znów przyjechali się z nami pobawić, ale grubo się myliłem.

Jest wieczór, więc cała nasza trójka była już troszkę zmęczona całodzienną gonitwą za patykiem.
Poszliśmy więc do swoich łóżek.  Ale ledwo położylismy się spać, A tu Greg wchodzi do nas i zaprasza nas na zewnątrz.... Pomyślałem... w sumie są wakacje, to z jakiej racji mamy chodzić wcześnie spać, wybiegliśmy na dwór, rześkie powietrze muskało nas po nosach a chłodna rosa moczyła nam łapy.  Greg był razem z nami, W KOŃCU!
Cały dzień go przecież nie było, nikt nie wiedział gdzie on się podział. No nie ważne, ważne, że w końcu jest z nami  i możemy szarpać go za nogawki i zabierać mu skarpetki z kosza na pranie.
  
  Dzisiaj przywiózł nam nową dostawę jedzenia, ach, mówię Wam jak pięknie pachniało!
Chcieliśmy nawet dostać się jakoś do worka, ale był szczelnie zamknięty, a poza tym został szybko przez Grega schowany do schowka z wielkimi drzwiami i jeszcze większą kłódką...
Ciekawe po co taka wielka kłódka, przecież wiadomo, że jesteśmy jeszcze za mali żeby ją rozpracować i dostać się do jedzeniowego raju. Chyba, że pomyśleli sobie " że co 3 głowy to nie jedna" i jakoś damy radę :) No ale tak niestety nie jest, a wyprowadzać ich z błędu nie będziemy.

No dobrze, zacząłem się zastanawiać dlaczego Obcy wrócili, bo na pewno nie po to żeby się z nami pobawić... No bo przecież Ona nie przyszła do nas jak zwykle tylko od razu weszli do domu...
Może już nas nie lubi? Chyba przesadziliśmy z tym ciąganiem za nogawki. Ale to i lepiej bo mamy przynajmniej pewność, że nie zmieni zdania co do uprowadzenia któregoś z nas.

O! Uwaga, wychodzą z domu! Ona podeszła do nas i zaczęła się żegnać z Cezarem i Taylorem... a ja? dlaczego nie pożegna się ze mną? Przecież nie jestem gorszy od nich!?!?  Może trochę mniejszy od Cezara, no bo faktycznie Cezarowi się urosło troszkę, nie powiem, ale  zaraz za nim jestem ja a za mną Taylor.

Taylor jest najmniejszy z nas a to dlatego, że urodził się bardzo chory,  miał chory ogonek i mamusia musiała mu troszkę ten ogonek skrócić, Taylor mieszkał w domu z Gregiem i jego mamą, karmili go butelką nosili na rękach i w ogóle traktowali go jak ludzkiego szczeniaka.  Ale Taylor był silny i udało mu się wyzdrowieć i teraz choć mniejszy od nas i z krótszym ogonkiem jest tak samo wspaniały jak my.

Słuchajcie lepiej co się działo potem!
Ona została z chłopakami a Greg wziął mnie na ręce i niesie do powozu Obcych! I jeszcze w dodatku mówi:
- No mały, jedziesz do swojej nowej mamy.
 A przecież ja mam mamę i nie potrzebuję nowej!

...





sobota, 22 czerwca 2013

Już tu są!

  Obcy weszli na nasz teren...
Wybiegłem szybko ile sił miałem w łapach, za mną Cezar i Taylor. Uzgodniliśmy razem, że zrobimy wszystko, żeby żadnego z nas nie zabrali.

  Przyjechało dwóch obcych, Ona i On... Póki co rozmawiają z Gregiem ale widzę, że Ona kątem oka spogląda w naszą stronę... Podeszła do nas i przykucnęła.... Nie! Nie dam się! Cezar, widzę, że powoli się łamie, Taylor też.... ale ja będę twardy! Muszę im jakoś dać do zrozumienia, że przecież Ona tylko na to czeka, żeby któryś z nas podbiegł pierwszy. Jak zabierali ostatnio siostrę to było tak samo... Ona kucnęła, wyciągnęła rękę a siostra głupia pobiegła do niej bo myślała, że ma jakieś smakołyki w ręku, ale jak zwykle nic tam nie było, także ja znam te obcych gierki, postanowiłem,

NIE  IDĘ!

  Pierwszy złamał się Taylor, jak zwykle z resztą... On kocha wszystkich ludzi, swoich, cudzych, nie ważne, kocha ich wszystkich. Później złamał się Cezar, jak tylko zobaczył, że z obcymi można się bawić i od czasu do czasu ciągnąć za nogawkę.  On to na prawdę uwielbia.
Ja leżałem sobie daleko i memlając patyka, przyglądałem się tej całej sytuacji, jak moi zdradzieccy bracia oddają się zabawie z Obcymi. 

  Ale nudno tak samemu tego patyka memlać.... moze chłopaki mają rację? Może powinienem też przyjść i się pobawić? Wypadałoby chociaż jakieś "dzień dobry" powiedzieć... Nie, tak nie może być, żeby Obcy mówili później, że jestem nie wychowany.

IDĘ!

  Zostawiłem patyka i pobiegłem szybko do Obcej, wskoczyłem jej na kolana i polizałem ją po policzku, Ona roześmiała się głośno... troszkę za głośno jak na mój gust ale mogę jej to wybaczyć bo poczułem od niej to dziwne uczucie... Ona chyba mnie kocha!  To nie możliwe jest, za krótko się znamy, żeby zaraz emanować takim uczuciem... Muszę to sprawdzić, pójdę do Obcego, sprawdzę co od niego bije.... Od niego bije dokładnie to samo.... chociaż troszkę mniej niż od Obcej....
  Muszę spokojnie to przemyśleć... spytać chłopaków co  o tym sądzą....
Zabrałem więc swojego patyka i zwołałem naradę za krzakiem.

Taylor mówi, że Obca wspaniała, że głaszcze i podnosi do góry, przewraca na bok i mizia po brzuchu, no cud, miód i orzeszki....  Taylor zakochany....

Cezar  mówi to samo,  tylko On nie lubi jak się go przewraca na grzbiet bo wtedy nie wygodnie jest leżeć.

Postanowiłem sprawdzić.... Podszedłem do Obcej i Ona faktycznie, a to mnie do góry, a to na dól,  na grzbiet, mizia za uchem, z włosem i pod włos... No nie powiem, Obca jest OK.

Dobra, Ci mogą być ale i tak nie damy się zabrać...Mogą przychodzić do nas, bawić się z nami ale my kategorycznie nie pójdziemy z nimi!

Po zabawie, Obcy weszli do domu.... I wtedy wiedziałem, że któregoś z nas zabiorą...ale co to.. wychodzą  z domu... machają nam, mówią, że jesteśmy cudowni.. i wychodzą z naszego terenu do swojego powozu....

SZOK! Nie zabrali żadnego z nas!

Hurra!



piątek, 21 czerwca 2013

Obcy atakują.

Od kilku dni przychodzą do nas jacyś obcy ludzie. Najpierw się z nami bawią, później znikają za drzwiami domu a jak wychodzą to zabierają jednego z nas ze sobą... Dziwnie też  zachowuje się Greg, bo pozwala im na to, żeby sobie nas ot tak  zabrali... Najpierw zabrali jedną siostrę, później drugą i trzecią....Zostaliśmy sami, ja, Cezar i Taylor. Broniliśmy się zawzięcie żeby nas nikt nie zabrał, ale dzisiaj przyszedł Greg i oświadczył, że znów ktoś przyjeżdża nas obejrzeć... Pomyślałem sobie, niech sobie w internecie pooglądają albo na wysatwę jadą oglądać, co my jesteśmy, posągi żeby nas podziwiać?

No nic, mają przyjechać, niech przyjeżdżają, ale na pewno nie będziemy się dobrze zachowywać i pokazywać jacy jesteśmy mądrzy i sympatyczni.
Obcy mają przyjechać jutro...

czwartek, 20 czerwca 2013

Pewnego dnia...

Pewna ciotka zza wielkiej wody doradziła mi, żebym zaczął pierwszy wpis od słów: Pewnego dnia...

OK. Pewnego dnia a mianowicie 17 marca roku pańskiego 2013 przyszedłem na świat.
Wraz ze mną pojawiły się siostry sztuk 3 i bracia  sztuk 2. Czyli razem jest nas sztuk 6.

 Mama moja  postanowiła urodzić nas o 6 dni wcześniej niż planowała, chyba chciała zdążyć na święto Patryka :)  Ach, no bo całkiem zapomniałem, 17 marca to dzień świętego Patryka w Irlandii, w której się urodziłem oczywiście.
A urodziłem się dokładnie w domu Rosebud w Ardnacrusha w hrabstwie Clare, to nie daleko miasta  Limerick z którego, nota bene, pochodzi moja ciotka Aria o której napiszę Wam później.

 Jedna rzecz mnie tylko zastanawia... jak to możliwe jest, że moja mama jest dwukolorowa, mój tato też, siostry także mają po dwa kolory na sobie a ja i moi bracia mamy tylko jeden???
Może faceci tak mają, może tato też miał jeden kolor jak był w moim wieku? Hm... muszę spytać mamy.
 Teraz już idę bo Greg, no wiecie, mój pan, idzie do nas z jedzeniem! Muszę być pierwszy bo rodzeństwo zje wszystko i dla mnie nic nie zostanie, a ja wcale nie chcę, żeby nic dla mnie nie zostało...